Pomimo licznych oznak zmian klimatu takich jak pożary w Australii czy powódź w Wenecji, nadal nie brakuje sceptyków podających w wątpliwość rozmiary zagrożenia. W kontrze stoją ludzie tacy jak Mieszko i Karolina Stanisławscy, którzy nie tylko próbują uświadomić nam powagę sytuacji, ale również aktywnie działają.  Jeden z ich najnowszych projektów to plan wykupienia 5,35 hektara lasu w Beskidzie Niskim. W tym celu rozpoczęli zbiórkę, a wpłaty może dokonać każdy chętny. Pomimo, że do jej końca zostały dwa dni, ustalona kwota w wysokości 139 tysięcy złotych została już osiągnięta. Obecnie na liczniku widnieje ponad 140 tysięcy złotych i należy spodziewać się, że jeszcze trochę przybędzie. Na usta ciśnie się jednak pytanie: po co składać się na las?   Lasy są wolne, ale nie do końca W rzeczywistość większość lasów w naszym kraju jest w jakiś sposób eksploatowana. Drzewa wycina się, gdy osiągają wiek rębny 120 lat. Jak podkreślają państwo Stanisławscy, las jest wartością samą w sobie, a nie własnością człowieka, jak może się niesłusznie wydawać. 7 lat temu zapoczątkowali inicjatywę Bycie w Lesie, której celem jest zwiększanie świadomości Polaków na temat ekologii. Tworzą materiały edukacyjne, prowadzą warsztaty oraz angażują się w akcje takie jak obrona Puszczy Białowieskiej czy Dzikie Karpaty. Wykupienie lasu w Beskidzie Niskim pozwala aktywistom wziąć sprawy w swoje ręce. Warto przypomnieć chociażby akcję wykupu terenów dookoła zatoczki Princess Louisa Inlet w Kanadzie. Wówczas udało się zebrać 2,3 miliona dolarów, a wpłaty wpływały od osób z całego świata.  Wiele ludzi przekazywało datki w wysokości 10 lub 15 dolarów, bo tylko na tyle było ich stać. W wiadomościach dziękowali organizatorom, chwaląc inicjatywę i mówiąc, że robią coś naprawdę cudownego. Dzięki grupowej mobilizacji teren udało się wykupić, choć pieniądze zbierano do ostatniej chwili. Organizacji pozarządowej, BC Parks Foundations, również zależało jedynie na ochronie tamtych terenów.    Żyjemy dzięki naturze Inicjatywa Wolny Las to przejaw ogromnej świadomości ekologicznej. Właśnie dlatego postanowiliśmy zadać parę pytań Mieszkowi Stanisławskiego na temat ich projektu, roli natury w życiu człowieka oraz polskiej biurokracji, która niestety nie sprzyja przeciwdziałaniu katastrofie klimatycznej.  Czym jest dla Was ten projekt? Lekcją pokory dla ludzi? Dobrym uczynkiem? A może po prostu zwróceniem naturze tego, co jej się należy? Żyjemy w czasie bardzo gwałtownych i dramatycznych zmian w środowisku naturalnym. Przyroda ginie i to już nie jest tylko kolejna informacja, którą przeczytaliśmy na ekranie komputera, ale osobiste, bezpośrednie doświadczenie. My z racji prowadzenia naszych warsztatów rozwojowych w dzikiej przyrodzie (Bycie w Lesie) i stylu życia, bardzo dużo czasu spędzamy w naturze. Także bardzo często obserwujemy, jak na naszych oczach znikają ostatnie dzikie miejsca w Polsce i innych miejscach na świecie. To boli, bo wiem, że giną bezpowrotnie i że nasze dzieci już ich nie zobaczą. Natura to niesamowicie złożona struktura współzależności wszystkich tworzących ją elementów, w tym ludzi. Każdy rodzaj zagospodarowywania dzikiej przyrody tworzy w tej strukturze wyrwę. Dotyczy to wycinania starych lasów, regulowania rzek, tworzenia kamieniołomów, wielkich monokulturowych upraw i wielu innych rzeczy na których opiera się nasza obecna cywilizacja.      Thích Nhất Hạnh, wietnamski mnich buddyjski mówi, że najważniejszą rzeczą, jaką musimy zrobić w obliczu kryzysu ekologicznego, to „usłyszeć w sobie głos płaczącej Ziemi”.  Mam wrażenie, że w przeciągu ostatnich lat bardzo wyraźnie usłyszeliśmy z Karo, moją żoną, ten głos. Mnie samego doprowadziło to do stanu, który przyjaciel określił mianem depresji klimatycznej. Miałem już dość patrzenia na wywożone z lasu tirami potężne pnie, pozostałości po królach puszczy. Nie mogłem znieść widoku zmasakrowanych, wyciętych co do pnia starodrzewów; kolein po ciężkich ciągnikach leśnych, które rozjeżdżały delikatną leśną ściółkę; zalanych olejem silnikowym górskich strumieni. Chciałem od tego uciec, ale nie było gdzie, bo wszędzie, gdzie spojrzałem, działo się to samo. Nie było do kogo zwrócić się o pomoc, bo ci na górze mają inny system wartości niż my. W końcu przyszła siła i zdecydowaliśmy nie czekać na zmiany w światopoglądzie ustawodawców, tylko wziąć sprawy w swoje ręce. To było jedyne wyjście z sytuacji, które miało sens. Wziąć, wykupić i zmienić los tego kawałka Ziemi. Poczuliśmy mocno, że to musi być akcja społeczna, bo jest to sprawa, która dotyczy nas wszystkich. Żyjemy dzięki naturze i tylko tak długo, jak będzie nas ona utrzymywać przy życiu. Zabijając ją, zabijamy samych siebie. To proste. Także odpowiadając na twoje pytanie – nie, to nie jest lekcja pokory dla ludzi. To opowieść o tym, że każdy z nas jest odpowiedzialny za świat, w którym żyje i każdy może dołożyć swoje pięć groszy do całościowego obrazu. Każdy z nas ma wpływ, a jeśli intencja jest czysta i dobra, to znajdą się środki i możliwości, żeby dokonać zmiany.  Normy regulujące ochronę przyrody w Polsce pozostawiają wiele do życzenia. Co waszym zdaniem należałoby zmienić w pierwszej kolejności?  W wiadomościach, które dostajemy od ludzi w związku z naszą akcją, bardzo często pojawia się pytanie o to, jak chcemy zagwarantować ochronę drzew i wprowadzić zakaz polowań, skoro istnieje jedna czy druga ustawa, która to uniemożliwia. Słyszysz to? Nasze prawo według większości ludzi uniemożliwia ochronę przyrody! Wydaje mi się, że polscy ustawodawcy nie dojrzeli jeszcze do tego, aby zobaczyć bezpośredni związek naszego dobrostanu ze stanem w jakim znajduje się przyroda. Na szczęście są sposoby aby tą przyrodę chronić, ale trzeba nie lada gimnastyki, aby to się udało. Myślę, że żyjemy w czasach, kiedy kwestia ochrony przyrody powinna być traktowana zdecydowanie priorytetowo. Na nic nam przyrost PKB, skoro za niedługo nie będzie czym oddychać ani co pić?     Wasza akcja przywodzi na myśl walkę kafkowskiego everymana z biurokracją. Nie macie czasem wrażenia, że to trochę walka z wiatrakami?  To, czy ktoś jest przysłowiowym everymanem rodem z Kafki czy nie, wynika tylko z jego nastawienia do otaczającego go świata. Mogę z jednej strony oddać odpowiedzialność za swoje życie nieludzkiej instytucji i czekać z nadzieją, aż coś łaskawie się zmieni. Mogę też wziąć odpowiedzialność za siebie i ten świat, i zacząć go kształtować własnymi rękami, na ile pozwala mi moja sytuacja, możliwości, predyspozycje, nie czekając, aż ktoś to zrobi za mnie. Biurokracja to twór stworzony przez ludzi, więc ludzie mogą go zmieniać. Cała moc powstających coraz częściej ruchów oddolnych polega właśnie na tej wierze w sprawczość. Jesteśmy już za daleko, aby uwierzyć w system totalitarny. To my, zwykli ludzie, kształtujemy ten świat. Chcielibyśmy, żeby nasza akcja dała ludziom impuls do działania i wiarę, że to działanie ma sens.  A co dalej? Kolejny las i kolejne 5 hektarów? Mam wrażenie, że akcja Wolny Las wywołała pewnego rodzaju poruszenie w środowisku ludzi, którym zależy na przyrodzie. Planujemy rozszerzać zasięg i kolejne obszary otaczać ochroną, ale pojawiają się też pomysły na inne działania dla dobra Ziemi. Myślę, że wszystko będzie się kształtować organicznie. Na razie skupiamy się na doprowadzeniu obecnej akcji do szczęśliwego finału.   Rozwój idei Wolnej Ziemi  Jak zostało wyjaśnione w opisie akcji, nadwyżka zostanie przekazana na zakup kolejnych obszarów lasu, rozszerzenie Strefy Wolnej Ziemi oraz pokrycie kosztów związanych z ciągłością projektu (podatek od nieruchomości, koszt założenia i utrzymania fundacji). Założenie fundacji jest konieczne, aby zapewnić ciągłość istnienia Wolnego Lasu nawet po śmierci pomysłodawców. Status fundacji zabezpieczy istnienie Wolnego Lasów i pokrewnych mu obszarów.