Alicja Wysocka jest absolwentką ASP w Poznaniu i School of Design and Crafts w Göteborgu. Skończyła też Kognitywistykę oraz Filozofię Umysłu na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie i obroniła dyplom na ASP w Poznaniu, z aneksem u Mirosława Bałki. Działa pod pseudonimem Alfa Omegi. Nazwa nawiązuje m.in. do grupy Omega Workshops – założonej na początku XX wieku i łączącej sztuk użytkowe z pięknymi, z założenia samowystarczalnej oraz opartej na pracy kolektywnej. Ostatnio wraz z kenijskim szewcem stworzyła superbuty, które pomagają. "Wewnętrzna godność Kenijczyków. Ich piękno to nie tylko kwestia proporcji, ruchów i zewnętrznego zadbania, ale też dumy bijącej z człowieczeństwa. Nie widziałam tego nigdzie indziej. Na pewno nie widziałam tego w Polsce, gdzie ludzie mają twarze i ciała wykręcone przez troski, mimo że posiadają o wiele więcej od mieszkańców slumsów Mathare. Być może Kenijczykom daje przewagę świadomość, że to właśnie Kenia jest kolebką ludzkości. To tu archeolodzy znaleźli ślady pierwszych ludzi"  Dlaczego zrobiliście buty? Jechałam do Kenii na zaproszenie Fundacji Razem Pamoja z zamiarem stworzenia rzeczy, których sprzedaż zasiliłaby fundusz stypendialny instytucji. Wiedziałam tylko, że będzie to coś związanego z odzieżą. Interesują mnie nie tyle moda z wybiegów, ile nasze osobiste wybory dotyczące tego, jak ubieramy się na co dzień. Zwłaszcza te nieświadome wybory. Najpierw wyruszyłam w kilkudniową podróż po zachodniej Kenii i odwiedziłam aktualnych stypendystów fundacji. Każda szkoła ma tu swój uniform, w który muszą zaopatrzyć się wszyscy uczniowie. Uniformy są dość drogie, dlatego większość uczniów ma je już mocno znoszone. Przed wejściem np. do biblioteki uczniowie zobowiązani są ściągnąć buty. Tworzą z nich wielkie czarne skupisko. Zastanawiało mnie zawsze, jak oni je później identyfikują, skoro wszystkie wyglądają tak samo. Doszłam do wniosku, że rozpoznają swoje buty po stopniu i sposobie ich znoszenia. Jeszcze przed wyjazdem z Nairobi udałam się do slumsów Mathare. Natrafiłam na zakład szewski Toma Okecha, który pracuje tam od 25 lat. Na pobliskim targu zobaczyłam, jak Kenijczycy wycinają ze stosów zużytych opon prymitywne sandały. Nosi je prawie każdy biedny mieszkaniec tego kraju. Czy twoja europejskość i perspektywa bogatego świata zachodniego utrudniała ci dialog z kenijskim szewcem? Od początku próbowałam wsiąknąć w tkankę miasta. Założenie było z gruntu niemożliwe do spełnienia, ale próbowałam. W slumsach zrobiłam sobie typowe lokalne uczesanie i chodziłam w sukni uszytej dla mnie w Kimilili. Strój miał charakterystyczny dla tamtego regionu dizajn. W Mathare biały człowiek wzbudza wiele entuzjazmu. Po kilku dniach miałam ochotę pomalować sobie ciało na czarno. Skończyło się jednak na zarzucaniu płaszcza na głowę. Z szewcem porozumiewałam się przez tłumacza, taka sytuacja prowadziła do niedomówień i nieporozumień językowych, to zostawia dużą przestrzeń nadinterpretacji. Opisz drogę, która doprowadziła do powstania Kimilili, Kisii, Kisumu. Nazwy modeli butów pochodzą od nazw miejscowości, przez które przejeżdżaliśmy, odwiedzając stypendystów. Przemierzając kolejne wioski pośrodku totalnej pustki, natrafiliśmy na wielkie targowisko. Wyglądało jak smutny szary bazar. Rzeczy sprawiały wrażenie zużytych, przykurzonych, z drugiej ręki, w dużej mierze importowanych. Pośród ogólnej ciszy i pustki (możliwe, że miejscowi zdezorientowani byli nagłym pojawieniem się dziwnej pary białych ludzi; byłam ubrana w muzułmańską męską suknię) ukazał się nam jedyny błyszczący, jasny element w tej kompozycji. Ten, jak mi się zdawało – skarb, zaczął jednak budzić moje podejrzenia. Okazał się produktem importowanym z Chin. Mimo to ten cudownie znaleziony złoty materiał został wykorzystany w butach Kimilili oraz w balerinkach Kisii. Czy kozaki inspirowane były sztuką Malewicza? Nie [śmiech]. Ale ważna jest metoda pracy – moja i szewca – przynosiłam kupione materiały, podeszwy i skóry do Toma. Nie rysowałam dokładnie projektu, ale go opisywałam. Zależało mi na tym, aby zadziałała jego wyobraźnia, wrażliwość. Więc jeśli te buty wyglądają jak obraz Malewicza, to jest to w dużej mierze zasługa kenijskiego szewca ze slumsów. Jaki inne dzieła kultury wpłynęły na powstanie butów? Baleriny pojawiły się na fali bitników jako buty kontrkulturowe. Model Kimilili może kojarzyć się ze spektatorami, które zdobyły popularność w latach dwudziestych. Wylansowali je czarnoskórzy jazzmani. Spektatory były noszone od święta, w środowisku czarnoskórych robotników, którzy próbowali w ten sposób zamanifestować swoją niezależność. Buty mają duży ładunek symboliczny. Niewygodne skutecznie zakłócają normalne funkcjonowanie, a te wygodne sprawiają, że stąpa się solidnie i pewnie. Buty mogą określać status społeczny, orientację seksualną czy płeć bardziej niż jakakolwiek inna część garderoby, ale również prowokują pewne zachowania – wymuszają określony sposób poruszania się lub wydają dźwięki podczas chodzenia. Niewygodne, obcierające buty całkowicie absorbują myśli. Buty pojawiają się w baśniach jako metafora pragnień, marzeń, magiczny obiekt, który zmienia życie osoby noszącej – są czymś, co nadaje nadzwyczajną moc, a szewc bywa cudownym, niepozornym twórcą, zaszytym w swoim warsztacie. Niektóre osoby, które kupiły nasze buty, trzymają je na półce jak rzeźbę. Najcudowniejsza rzecz, którą przeżyłaś w Kenii? Coś, co cię na zawsze zmieniło. Nie zapomnę pierwszego dnia w Kenii. Poznałam niedawno Kenijkę z Nairobi, studiującą aktualnie w Warszawie, która nigdy nie była w slumsach Mathare, bo się zwyczajnie bała. Jak przetarłam rano oczy, zostałam zawieziona tam przez dwójkę mieszkańców Mathare. Z samochodowego radia dobiegało „Everywhere” Fleetwood Mac. Kenijskie stacje lubują się w zachodnich złotych przebojach. Dysonans między obrazem, który przewijał się przed moimi oczami, a soundtrackiem był uderzający. Dochodził do tego odór fermentujących odpadów, śmieci, które kłębiły się na poboczu drogi, a właściwie klepiska. Każdy coś niósł, każdy gdzieś podążał. Wszędzie było błoto, toczące się pomyje. Uderzył mnie też inny kontrast. Wewnętrzna godność Kenijczyków. Ich piękno to nie tylko kwestia proporcji, ruchów i zewnętrznego zadbania, ale też dumy bijącej z człowieczeństwa. Nie widziałam tego nigdzie indziej, a dużo podróżuję. Na pewno nie widziałam tego w Polsce, gdzie ludzie mają twarze i ciała wykręcone przez troski, mimo że posiadają o wiele więcej, w sensie materialnym, od mieszkańców slumsów Mathare. Być może Kenijczykom daje przewagę świadomość, że to właśnie Kenia jest kolebką ludzkości. To tu archeolodzy znaleźli ślady pierwszych ludzi. A co w Kenii jest najstraszniejszego? Kenia po zmroku. Nocą nasilały się we mnie obawy, że nie znam kodów poruszania się po kraju. W niektórych regionach po zmroku należy chodzić środkiem ulicy, a nie chodnikiem. Lepiej nie pytać nieznajomych o drogę i lepiej mieć przy sobie gotówkę, by w razie napadu móc ją oddać. W pewne miejsca lepiej w ogóle samemu nie chodzić, a spotkanie policji oznacza z reguły problemy, a nie pomoc. Zamówienia: Alicja Wysocka, verygoodgod@gmail.com, 690472927 www.pamoja.pl